Dzisiaj nie działo się zbyt wiele. Najpierw wstałem - i to bardzo wcześnie, bo obudził mnie mały kuzyn mojej pani. Wyszliśmy o 7 na spacerek, potem wróciłem do domu i się zdrzemnąłem.
Moja pani poszła na śniadanie, a ja zostałem w pokoju i na nią czekałem.
Po śniadaniu wyszedłem na chwile na dwór, ale nie na długo, bo moja pani jeździła na koniach, których ja się trochę boję.
Po południu poszedłem z moją panią, jej mamą i kuzynką do sklepu.
Szliśmy dość długo, bo w tej wsi gdzie jesteśmy jest tylko jeden sklep i to daleko od naszego domu.
Po drodze poszedłem się przywitać z pewnym wilczurem, jednak on zaczął na mnie szczekać i próbować mnie ugryźć. Moja pani podeszła do mnie nieco zdenerwowana, powiedziała, że chyba życie mi nie miłe i za karę zapięła mnie na smycz.
Na szczęście nie na długo. Gdy tylko odeszliśmy od agresywnego owczarka, pani znów mnie spuściła ze smyczy. Już pare sekund po tym znalazłem sobie nowe zajęcie - pod drzewem siedział czarny i mały kundelek. Podbiegłem do niego , ale on się wystraszył i uciekł. Próbowałem go gonić, ale był bardzo szybki.
Dziwne tu są te psy, przecież ja tylko chciałem się przywitać i pobawić, a one albo mnie atakują albo ode mnie uciekają...
Gdy doszliśmy do sklepu pani kupiła mi loda śmietankowego, którego z chęcią zjadłem.
Potem wróciliśmy do domu, bez większych przygód.
Na podwórku przed domem zaczęła mnie głaskać jakaś pani. Zachwycała się mną i głaskała, głaskała, głaskała... Po chwili zawołała jakiegoś pana który zaczął mi robić zdjęcia.
Jak w końcu przestali, wróciliśmy na chwile do pokoju, ale zaraz po tym wyszliśmy na dwór. Biegałem po całym podwórku, dopóki mama mojej pani mnie nie złapała i zaczęła czesać.
WRRR, jak ja nienawidzę czesania!!!
Potem moja pani zaprowadziła mnie do pokoju, poszła na obiad i pojeździć konno.
Wieczorem ciocia mojej pani wyprowadziła mnie na spacerek, a potem już smacznie zasnąłem :)